„Zobaczyłam żywe dziecko z paluszkami u nóg i rąk, z rączkami i nóżkami”. Wstrząsające świadectwo kobiety, która zabiła dziecko pod swym sercem

(pch24.pl)

Kiedy mamy do czynienia z danymi statystycznymi dotyczącymi aborcji, pamiętajmy, że za każdą liczbą kryje się prawdziwa osoba – z na zawsze zmienioną rodziną. Dokonałam dwóch aborcji. Dokonałam w moim życiu wielu złych wyborów. Dzielę się moją historią, z nadzieją, iż może komuś ona pomoże zrozumieć, że po aborcji istnieje nadzieja i uzdrowienie – pisze w eseju pt. Grupy samopomocowe dla kobiet po aborcji – osobiste doświadczenia, opublikowanym na łamach książki „Aborcja. Przyczyny, następstwa, terapie” Karen A. Cross.

Dzięki uprzejmości wydawnictwa WEKTORY poniżej prezentujemy Państwu pełną treść eseju Karen A. Cross.

Zaszłam w ciążę latem, przed ostatnią klasą szkoły średniej. Nie byłam żadną puszczalską, tylko nastolatką, która myślała: „mnie się to nigdy nie przydarzy”. Mama zawiozła mnie do kliniki aborcyjnej. W ogóle nie brałyśmy pod uwagę innej możliwości. Sądziłyśmy, że to jest bardzo proste, jak wyrwanie zęba. Po aborcji rozsypał się cały mój świat. Nic nie miało dla mnie znaczenia. Zaczęłam pić, narkotyzować się i wagarować. Wkrótce znowu byłam w ciąży. Tym razem wybrałam dla mojego dziecka życie. Pustka, która we mnie była, na jakiś czas znikła. Rozpaczliwie chciałam zastąpić dziecko, które zginęło w wyniku aborcji. Przyznałam się do ciąży dopiero w dniu, w którym poczułam ruchy dziecka. Wyszłam za mąż, dobrze radziłam sobie w szkole. Życie wróciło do normy, tak przynajmniej wtedy myślałam.

Kilka lat później znowu zaszłam w ciążę. Tym razem z wielu powodów uznałam, że nie mam innego wyjścia, jak aborcja. Pamiętam, jak płakałam podczas aborcji. Pielęgniarka uspokajała mnie, że „to tylko leczenie”, ale pamiętam, jak myślałam, że moje dziecko zaraz umrze. Przez dziewięć lat czułam, że te aborcje były najlepszymi decyzjami, jakie mogłam podjąć w trudnej sytuacji. Nie zdawałam sobie sprawy z wpływu, jaki miały wywrzeć na moje życie. Zaczęłam więcej pić, aby stępić ból. Zaniedbywałam córkę, nie w sensie, że nie miała co jeść czy nie miała w co się ubrać, ale skończyła się troska, którą ją wcześniej otaczałam. Nasilały się myśli samobójcze. W roku 1984, dziewięć lat po pierwszej aborcji, a dokładnie w trzecią rocznicę drugiej, zaczęły się nocne koszmary. Zrozumiałam, że te aborcje niemal zupełnie zniszczyły moje życie. Myślałam, że coś jest ze mną nie w porządku, aborcja miała mi pomóc, a nie zniszczyć moje życie. Zamiast tego okazało się, że nie jestem w stanie żyć bez pamiętania o tym, czego dopuściłam się wobec własnych dzieci.

W końcu uświadomiłam sobie, że potrzebna mi jest pomoc. Przestałam pić i powróciłam do Kościoła. Pragnąc pomóc kobietom w ciąży znajdującym się w trudnej sytuacji życiowej, wraz z innymi założyłam dla nich poradnię. Pracując tam, spotykałam wiele innych kobiet, które poddały się aborcji. Gdy opowiadałyśmy sobie nasze historie, zaczęłyśmy odkrywać, że choć każda z nas czuła się bardzo samotna i bardzo winna, nasze doświadczenia były przerażająco podobne. Gdy zaangażowałam się w ruch pro-life, spotkałam więcej kobiet, które tak jak ja cierpiały z powodu dokonanych w przeszłości aborcji. Znałyśmy ból, poczucie pustki i żal, występujące po aborcji. Postanowiłyśmy rozpocząć spotkania poaborcyjnej grupy wsparcia. Gdy dzieliłyśmy się naszymi doświadczeniami aborcji, zauważałyśmy u siebie podobne zachowania i wzorce. Przeanalizowałyśmy je i znalazłyśmy informacje o zespole poaborcyjnym. Tak doskonale mieściłam się w statystykach! Dużą ulgę sprawiła mi świadomość, że nie oszalałam, jednak ogromnie było mi żal tych wielu kobiet, które cierpiały tak jak ja.

Niektóre z nas czuły się oszukane, ponieważ zdecydowały się na aborcje na podstawie fałszywych informacji. Na przykład szesnastoletnia Suzy w osiemnastym tygodniu ciąży przed aborcją przeprowadzoną za pomocą roztworu soli pytała, czy w jej łonie jest dziecko. Powiedziano jej, że „to jest jak wątróbka”. Później zobaczyła na okładce „Newsweeka” zdjęcie dziecka w szesnastym tygodniu ciąży. Zobaczyła żywe dziecko z paluszkami u nóg i rąk, z rączkami i nóżkami.

Wyobraźcie sobie lęk Jo-Beth, gdy jej narzeczony powiedział, że nigdy nie mógłby się ożenić z kobietą, która poddała się aborcji. Przyznała mu się do dokonanej aborcji dziecka z poprzedniego związku i on jej wybaczył. Wyobraźcie sobie jej późniejszy lęk i żal, gdy poroniła ich pierwsze dziecko, nie wiedząc jeszcze wtedy, że później będzie miała dwójkę dzieci.

Zbyt wiele z nas czuło się samotne i odizolowane od świata. Pamiętam, jak myślałam, że umarłabym, gdyby ktokolwiek dowiedział się, że jestem okropną osobą, która zabiła dwoje swoich dzieci. Myślałam, że prawdziwa radość czy pokój nigdy już nie staną się moim udziałem. Kilka lat temu w pokoju pełnym kobiet, z których każda miała za sobą aborcję, jedna z pań zwróciła uwagę, że każda z nas w jakimś momencie odczuwała tak wielką nienawiść do samej siebie i miała tak niskie poczucie własnej wartości, że w wyniku aborcji byłyśmy nawet skłonne popełnić samobójstwo.

Jean, mężatka i matka trojga uroczych dzieci napisała: 3 lipca nadejdzie kolejna rocznica mojej aborcji… To już dwadzieścia lat! Dwadzieścia lat bez córki o imieniu Janey Elizabeth. Ten dzień nadejdzie…, będzie męczył mnie przez długie dni, zanim nastanie. Znowu będę miała wahania nastroju i znowu moja rodzina będzie cierpieć. Mam nadzieję, że Bóg pozwoli, abym miała tak dużo pracy, że nie uświadomię sobie, iż to rzeczywiście „Ten Dzień”. Pamiętam szczegóły aborcji, pamiętam, co mówiły pielęgniarki, co mówił lekarz. Pamiętam ból, nie miałam znieczulenia. Pamiętam. Wszyscy mówili, że mogę to zrobić, mieć to wszystko z głowy i żyć dalej. Dlaczego nadal mnie to męczy i dlaczego nadal pamiętam?

Kto by pomyślał, że decyzje podjęte przed tak wielu laty nadal mogą wywierać wpływ na życie każdej z nas? Ci, którzy chcą uczciwie spojrzeć na wpływ aborcji, muszą przyznać, że moje życie – nasze życie – jest naznaczone tą stratą. W ostatnich latach widziałam gwałtowny wzrost liczby nastolatków opowiadających się za życiem. Często zastanawiam się, czy ich matki są podobne do mnie i czy oni, jako ocaleni od aborcji, nauczyli się szanować życie. Wielu nastolatków jest świadkami całej prawdy o szkodliwych skutkach, jakie aborcja niesie dla zdrowia psychicznego i fizycznego kobiety, widząc doświadczenia ciotki, matki czy siostry. W konsekwencji w ruchach pro-life uczestniczy coraz więcej kobiet i mężczyzn, którzy doświadczyli skutków aborcji we własnym życiu.

Aborcja powoduje śmierć dziecka. Każdy, kto doświadczył śmierci kochanej osoby, wie, jakie to cierpienie, jak boli wówczas serce i jak bardzo odczuwa się stratę. A jednak osobom, które dokonały aborcji, nie pozwala się w naszym społeczeństwie na odbycie żałoby. Kobiety po aborcji czują, że nie mają prawa do żałoby, ponieważ to one same spowodowały śmierć swojego dziecka. Nie mają miejsca, w którym mogłyby odbywać żałobę – ani grobu na cmentarzu, ani wspomnień, ani fotografii.

Chcąc pomóc innym kobietom, zamówiłyśmy materiały do pracy w grupach samopomocy i zaczęłyśmy się spotykać. Podczas cotygodniowych spotkań pracowałyśmy nad studium biblijnym dla osób po aborcji. Poaborcyjne grupy wsparcia czy grupy samopomocy zapewniają kobietom tak bardzo potrzebne wsparcie w radzeniu sobie ze smutkiem i bólem. Zapewniają bezpieczne miejsce, w którym kobieta może zobaczyć, że nie jest sama. Inni mogą dołączyć się do niej i wspierać ją w zmaganiu się ze smutkiem, w przyjęciu przebaczenia i wreszcie w przebaczaniu sobie samej i innym. Na każdym cotygodniowym spotkaniu omawiamy inny aspekt dokonanej aborcji i reakcji na nią, m.in. zaprzeczanie, gniew, akceptację i przebaczenie sobie i innym.

Kobiety są zachęcane do pojednania się z Bogiem. Wiele z nich po aborcji porzuca wiarę. Mają poczucie, że nigdy nie otrzymają przebaczenia. Ja sama pamiętam, jak sądziłam, że jestem tak wstrętna, iż to, co zrobiłam nigdy nie zostanie mi wybaczone. Podczas spotkania w grupie wsparcia jedna z koleżanek powiedziała mi, że to „duma”. Zastanawiałam się – jak to może być duma? Przecież mówię, że nie jestem warta Bożego przebaczenia. Ona stwierdziła, że mówię, iż śmierć Jezusa na krzyżu nie była wystarczającym odkupieniem za moje grzechy. Zrozumiałam, że nie mogę prosić o więcej. To, że On oddał za mnie swoje życie, wystarczy.

Niektóre kobiety próbują odpokutować za swoja stratę. Poświęcają wiele godzin na pracę, czasem nawet z narażeniem życia. Muszą jednak zrozumieć, że choćby nie wiem co zrobiły, to nie przywróci życia ich dzieciom. Kobiety są zachęcane do uczestniczenia w nabożeństwach, podczas których mogą nadać dziecku imię i oddać swoje dziecko Bogu. Kobieta może spisać swoje uczucia czy zaśpiewać piosenkę. Każda z nas może dać od siebie coś niepowtarzalnego swojemu dziecku.

Gdy zaczął się mój proces uzdrowienia, zrozumiałam, że aborcje odbiły się nie tylko na mnie i na moim życiu, one miały ogromny wpływ na moich najbliższych – na moje dzieci, moich rodziców i mojego męża. Na początku żywiłam wiele gorzkich uczuć pod adresem mojej matki, która mnie zaprowadziła na pierwszą aborcję. Pamiętam moje myśli: „Ona miała mi pomagać – troszczyć się o mnie i chronić mnie. Jak mogła pozwolić, by coś takiego spotkało mnie i moje dziecko?”. Przez wiele lat nie zdawałam sobie sprawy z jej bólu. Podczas zamieszek w Hondurasie, kiedy Amerykanom groziło porwanie, pracowała jako ochotniczka w tamtejszych szpitalach i operowała honduraskie dzieci z rozszczepionym podniebieniem. Później wyjaśniła, iż ryzykując życiem i pomagając dzieciom z czarnymi lokami czuła, że może zadośćuczynić za to, co zrobiła swojemu wnukowi. Widzicie, ojciec mojego dziecka miał czarne loki i lekką zajęczą wargę. Chciałabym zacytować wam jej słowa.

Ileś lat temu wzięłam moją nastoletnią córkę za rękę i zaprowadziłam ją do kliniki aborcyjnej. Nie rozmawiałyśmy o tym. Na zewnątrz nie było łez. Potem (wiele lat później) moja córka zaangażowała się w Centrach Kryzysowych dla Kobiet w Ciąży (Crisis Pregnancy Counseling Services). Pewnego wieczoru występowała w telewizji (byłam sama w domu) i słuchałam jej w TV, jak opowiadała o koszmarach nocnych. Usłyszałam o jej wieloletnich cierpieniach i o tym, co zrobiłam mojej córce i mojemu wnukowi.

Moja matka płakała – czasem nade mną i moim bólem, a czasami za wnukami, których nigdy nie przytuliła. Nie zdawałam sobie jednak sprawy z tego, że żadne ilości łez, żadne ofiary nie przyniosą przebaczenia i pokoju. To, czego potrzebowała mama – i czego potrzebowałyśmy my wszystkie – to Boże przebaczenie i odkupiająca miłość. Później przyjęłam odpowiedzialność za to, co się stało. Przebaczyłam mamie jej udział w aborcji i poprosiłam o przebaczenie za to, co przeszła przeze mnie. Ona w końcu przyjęła przebaczenie i przebaczyła samej sobie.

Psycholog Arnold Medvene powiedział: Aborcja jest niezaprzeczalnie doświadczeniem śmierci, doświadczeniem straty z olbrzymimi następstwami dla każdego. Jeżeli to wszystko zostanie zablokowane, będzie miało dramatyczny i niszczący wpływ na związek. Terri Reisser, autorka Help for the Postabortion Woman, powiedziała: Rodzina jest zorganizowaną strukturą. Każde wydarzenie w każdej części systemu wpływa na resztę systemu… Role ojca, matki, męża, żony i rodzica, wszystkie zostają zniekształcone, gdy jedna osoba podejmuje jednostronną decyzję dotyczącą życia i śmierci.

Czy możesz wyobrazić sobie poczucie własnej bezradności, gdybyś wiedział, że następnego dnia twoje dziecko umrze i w żaden sposób nie możesz temu zapobiec? Pewien mężczyzna, po tym, jak jego żona dokonała aborcji bez jego zgody, powiedział: W poniedziałek zawiozłem ją w ciszy do kliniki dla kobiet. Siedziałem w poczekalni sam. W jakimś sensie to przypominało udział w pogrzebie, ale nie było nikogo, kto by towarzyszył mi w żałobie. Lato spędziłem u moich rodziców. Często siadałem na tylnym podwórzu, pod dębem, który mój ojciec posadził w roku, w którym się urodziłem. Chciałem, aby moje dziecko zostało upamiętnione. Posadziłem więc w pobliżu dębu wierzbę płaczącą.

Ponieważ para zwykle podejmuje decyzję o aborcji w pośpiechu, pod presją, pojawiają się problemy w komunikacji, na których rozwiązanie nie mają czasu. Już po aborcji kobieta może dowiedzieć się, że jej partner wcale aborcji nie chciał. Wówczas może zacząć odnosić się do niego z urazą i rozgoryczeniem. Mayda wpadała we wściekłość za każdym razem, gdy David mówił „Ty podejmujesz decyzję”, ponieważ tak właśnie zareagował, gdy mu powiedziała, że jest w ciąży. Według Terri Reisser, doradcy poaborcyjnego: Z mojego zawodowego doświadczenia wynika, iż większość kobiet rozpaczliwie potrzebowała wsparcia ze strony partnera – aby zapewnił, że wszystko się ułoży, że zniszczenie dziecka, które poczęło się w wyniku ich współżycia nie wchodzi w grę, że on będzie ją chronił i troszczył się o nią i o dziecko. Thomas Strahan tak napisał o rodzeństwie dzieci, które zginęły w wyniku aborcji: Niekorzystny wpływ aborcji może być widoczny już u dwulatków. Opisano następujące skutki aborcji: poczucie winy, niepokój, zaniedbanie, nienawiść do samego siebie, wrogość w stosunku do rodziców, zachowania agresywne w stosunku do innych osób, nieracjonalne lęki, fobie, regresja i wycofywanie się, napady paniki i zachowania autodestrukcyjne.

Każde z moich dzieci przyjęło wiadomość o moich aborcjach w inny sposób. Moja córka Brandi, gdy miała dziewięć lat, przypadkiem usłyszała, jak mówiłam o dokonanych aborcjach. Kiedy zdałam sobie z tego sprawę, poszłam do niej. To była jedna z najtrudniejszych rzeczy, jakie musiałam w życiu zrobić. Przytuliłyśmy się do siebie i płakałyśmy. Po łzach przyszedł czas na pytania. Brandi zapytała: „Mamo, czy chciałaś i ze mną iść na aborcję?”. Mogłam spojrzeć w jej piękne błękitne oczy i powiedzieć: „Nigdy, naprawdę nigdy nie myślałam o aborcji w stosunku do ciebie”. Wtedy była to dla niej pociecha, gdy była dzieckiem. Niestety, w miarę jak dorastała, zdała sobie sprawę, że to równie dobrze mogła być ona. Widzicie, miałam pięcioro dzieci: Jamiego, Brandi, Christophera, Erika i Michaela i kiedy decydowałam się na aborcję, nie wiedziałam, kogo to spotyka. Mój najstarszy syn, Erik, zaczynał chorować na wspomnienie słowa na „A” – aborcji. Gdy dowiedział się o moich aborcjach, miał nawet koszmary nocne. Mój wysoki, silny, wysportowany, pewny siebie syn zareagował w ten sposób na moje aborcje. Nawet po trudnościach, których doświadczyły moje starsze dzieci, to jeszcze się nie skończyło. Mój najmłodszy syn Michael nadal nie wie i pewnego dnia jemu też będę musiała powiedzieć. Po tak wielu latach to się ciągle nie skończyło. Opowiedziałam wam o mojej matce, mężu i dzieciach, by pomóc wam zrozumieć, że kiedy zdecydowałam się na te aborcje, one stały się trwałą częścią mojego życia, mojej historii. Niestety, moja historia nie jest wyjątkowa.

Kirstin opowiadała, jak się czuła, kiedy dowiedziała się o aborcji dokonanej przez jej matkę: Kiedy dowiedziałam się, że moja mama miała aborcję, miałam czternaście czy piętnaście lat. Mówiłam jej, że nie rozumiem, jak kobieta może zdecydować się na aborcję – że musi być świadoma tego, że jej dziecko żyje. Wtedy wszystko było dla mnie czarne lub białe i tak samo było z aborcją. Każdy, kto popełnił aborcję, był dla mnie zły. Kiedy mama cicho powiedziała, że miała aborcję, byłam na nią wściekła. Uciekłam do swojego pokoju, trzasnęłam drzwiami i zamknęłam je na klucz. Potem załamałam się i płakałam. Jak ktoś, kogo tak bardzo kocham, mógł zrobić coś tak okropnego? Nie wiem, czy zaraz przyszła i zapukała do drzwi, czy też dała mi trochę czasu na przyzwyczajenie się do tej myśli, ale w końcu wyszłam i długo o tym rozmawiałyśmy. Opowiedziała mi o swojej sytuacji i o tym, jak żałuje. Nie od razu poradziłam sobie z tym, ale stopniowo tak.

Teraz już nie jestem na nią zła, lecz czuję ogromny smutek z powodu bólu po tej aborcji, który mamę wciąż przepełnia. Za każdym razem, gdy uczestniczymy w jakimś wydarzeniu pro-life, widzę, jak płyną łzy z tej wielkiej studni bólu, którą w sobie nosi. Chcę ją pocieszyć, chcę, żeby jej było lepiej – ale nie potrafię pomóc. I nie ma tu znaczenia fakt, że dla mnie i dla mojego brata była najlepszą matką na świecie. Nie ma znaczenia, że tak wiele dla nas poświęciła, czy że tak wiele nam dała. W takim momencie ważni są tylko moja siostra czy mój brat, który miałby dziś dwadzieścia dwa lata, a który nie jest z nami. Myślę, że najpiękniejszą rzeczą w niebie będzie, jak on czy ona obejmie mamę ramionami i powie: „Już dobrze, przebaczam ci”. W tym dniu moja mama będzie w końcu wolna.

American Victims of Abortion uznaje, że decyzja o aborcji wpływa na życie wszystkich członków rodziny – i jest nieodwracalna. Wpływa nie tylko na matkę, ale także na ojca, rodzeństwo i dziadków. Jeśli idzie o mnie, to dopiero po tym, jak byłam w stanie otwarcie przeżywać żałobę z pomocą grupy wsparcia i przewartościować mój ból, mogłam lepiej pomóc w poradzeniu sobie z bólem moim dzieciom, mojemu mężowi i moim rodzicom.

Możemy się nigdy nie dowiedzieć, do jakiego stopnia aborcja wpłynęła na naszą kulturę. Wzrost liczby samobójstw wśród nastolatków, alkoholizm i uzależnienie od narkotyków, maltretowanie dzieci i przemoc w rodzinach mogą być powiązane z dopuszczalnością aborcji na żądanie. Matka Teresa powiedziała: Poprzez aborcję matka nie uczy się kochać, ale zabija własne dziecko, by rozwiązać swoje problemy. A ojciec otrzymuje przez aborcję przekaz, że nie musi brać odpowiedzialności za dzieci, które sprowadził na świat. Jest wielce prawdopodobne, że taki ojciec zgotuje podobny los innym kobietom. Aborcja prowadzi więc tylko do kolejnych aborcji. Każde państwo, które akceptuje aborcję, nie uczy swoich obywateli kochać, ale uczy stosowania przemocy z powodów egoistycznych. To właśnie dlatego aborcja jest największym niszczycielem miłości i pokoju. Są na tym świecie ludzie – miliony kobiet i rodzin – którzy potrzebują uzdrowienia. Dla rodzin cierpiących z powodu aborcji jest nadzieja, uzdrowienie i przebaczenie.

Terri, myśląc o swojej aborcji, napisała tak: Najlepsze chwile w byciu mamą to, jak podchodzi do ciebie obca osoba i mówi, jak doskonale zachowywały się twoje dzieci podczas obiadu w restauracji. Albo obserwowanie, jak mój mąż bawi się z naszymi dziećmi. Najcenniejszy czas to ten, gdy spoglądasz na nie podczas snu i przypominasz sobie wszystko, co zrobiły i marzysz o ich przyszłości. W moim przypadku radość tych cennych chwil zawsze przyćmiewa cień dziecka, którego nie ma. To jest tak: spotykasz mężczyznę i zakochujesz się w nim. Pobieracie się, rodzi się dziecko, potem drugie. ale niezależnie od tego, ile dzieci jest wokół ciebie, zawsze będzie ci czegoś brakować. Za mało o jeden talerz na stole. O jedną parę brudnych butów do wyczyszczenia i o jedną parę nóg szurających o wycieraczkę. Choć to się już nigdy nie zmieni, znajduję pociechę w fakcie, że pewnego dnia siądziemy wszyscy razem przy stole Pana, śmiejąc się i nadrabiając czas życia pełnego tęsknoty.

Loretta brała udział w „Weekendzie Pamięci” (Remembrance Weekend) przy Narodowym Pomniku Pamięci Nienarodzonych (National Memorial for the Unborn) w Chattanooga, w stanie Tennessee. Oto jej świadectwo: Miejsce żałoby; gdzie można przynieść pluszowego misia, kwiaty, łzy. Przez wiele lat musiałam to wszystko ukrywać w moim sercu, ponieważ nie było dla mnie miejsca, w którym mogłabym odbyć żałobę po moim dziecku. Nie było miejsca, które społeczeństwo uszanowałoby jako miejsce spoczynku mojego dziecka. Od 26 lat jestem w żałobie. Zwykle w ciszy. Ale były takie okresy, że potrzebowałam, by świat wiedział, że Michael żył. Że ma imię i miał przyszłość. Że jest kochany. Że ktoś za nim tęskni – okropnie tęskni. Przez 26 lat czułam się bardzo osamotniona w moim smutku. Inne kobiety opowiadały o piekle, jakie przechodziły po aborcji. Ale ja ciągle się czułam, jakbym była sama. Czułam, że nikt nie mógłby naprawdę zrozumieć mojego poczucia rozpaczy i samotności. Teraz jest miejsce, gdzie matki mogą zanieść pluszowe misie, kwiaty, łzy. Wielu ojców i wiele matek, którzy mogą już tylko czekać, aż niebo połączy ich z ich dziećmi, było tu, by je uczcić i wspominać. Ja postanowiłam przyjechać sama, nie wiedząc, czego mam się spodziewać ani co mogłabym otrzymać. I znowu wspominałam. Wspominałam ten sobotni ranek w kwietniu 1976 r., kiedy udałam się do kliniki aborcyjnej i zakończyłam życie mojego nienarodzonego dziecka. Wspominałam lata depresji, której nikt nie umiał wytłumaczyć. Wspominałam próbę samobójstwa. Wspominałam zdradzanie męża. Wspominałam rozwód i odseparowanie od moich dwóch chłopców. Wspominałam. A Bóg nie. Alleluja!!! On obiecał, że przebaczając grzech, odsunie nasze występki tak daleko, jak odległy jest wschód od zachodu. Bóg nie wypomina mi tragedii mego życia. Otrzymałam przebaczenie. Skończyło się.

Karen A. Cross

Bibliografia
A. Medvene, Male Attitudes are Important in Abortion Decision-Making, Association for Interdisciplinary Research in Values and Social Change, 1990, Vol. 3, nr 1, s. 8.
R.C. Moore, Husband Mourns Outcome of Wife’s Painful Decision, „American Medical News”,
14 października 1991, s. 24.
M.S.T. Reisser, The Effects of Abortion on Marriage and Other Committed Relationships, Association for Interdisciplinary Research in Values and Social Change, 1994, Vol. 6 nr 4, s. 2.
T. Strahan, The Impact of Induced Abortion on Surviving Siblings: Case Studies, Association for
Interdisciplinary Research in Values and Social Change, 1988, Vol. 2, nr 1, s. 4.

Powyższy tekst został opublikowany w książce „Aborcja. Przyczyny, następstwa, terapia” pod redakcją prof. Bogdana Chazana i prof. Witolda Simona. Książka ukazała się nakładem wydawnictwa WEKTORY.

Źródło: pch24.pl